środa, 13 czerwca 2012

parapetówa na Słowiańskiej

Te klika dnia na nowym mieszkaniu były po prostu wspaniałe. 11 czerwca w poniedziałek, musiałam jeszcze pojechać na stare mieszkanie na Powstańców, aby zakończyć wszystko co było z nim związane (wizyta właściciela). Pożegnałam się z dziewczynami, troszkę ciężko było wychodzić za próg mieszkania z którego mam tyle wspomnień, ale kiedyś musiał nadejść ten moment. Poszłam jeszcze do biedronki (bo niestety w okolicy mojego nowego mieszkania nie ma ulubionego przez studentów sklepu), zrobiłam chemiczne zakupy i już bezpośrednio pojechałam na Słowiańską. Tego dnia, miała przyjechać do mnie Justyna, a razem z nią  P. , Koniu i Drejek. Chciałam w miłym towarzystwie powitać nowe mieszkanie. Tym bardziej że Justyna jest jego częścią. Wyjechałam po nich aż po Sky Tower, a dopiero potem zabraliśmy się wszyscy razem, a moją rolą było nawigowanie. Dojechaliśmy na miejsce. Zahaczyliśmy jeszcze tylko o sklep a potem od razu do mieszkania. Zdążyłam na czas z rozpakowaniem się, mogłam jeszcze dokończyć sprzątanie, ale wiedziałam że będę w kręgu samych swoich. Wszystko zaczęło się tak jak tego chciałam. Po 21:00 wyszłam na przeciw Agacie (mojej współlokatorce ze starego mieszkania, której nie mogło zabraknąć). W dość sporym gronie bawiliśmy się hucznie, głośno a przede wszystkim doskonale. Lodówka wypełniona była po brzegi. Baci będzie chyba musiał pomyśleć o czymś większym. Nie mogłam się powstrzymać i nie zwracać uwagi na P. Czasami to było ciężkie, ale starałam się być jak najmniej uległa. Chciałam w końcu z nim porozmawiać o tym co się wydarzyło na stadionie. Ale mam swoje wartości i wiedziałam, że to on powinien zrobić pierwszy krok. Wyszedł do toalety. Musiałam go zatrzymać, więc poszłam za nim. Jak zwykle- tym pewnym siebie uśmiechem patrzył na mnie, oczy mu się szkliły. Nic nie powiedział. Staliśmy jak wryci, gapiąc się na siebie. Wciąż czekałam aż to on zrobi coś w tym kierunku. Pocałował mnie. Nie zastanawiałam się wtedy czy robię dobrze. Ale po tak długiej nie widzialności, nie mogłam się oprzeć. Kolejka do toalety rosła. Poszliśmy do drugiego pokoju. Liczyłam na tę rozmowę. Odezwałam się pierwsza. Spytałam czemu zrobił mi wtedy taką przykrość. Bronił się najlepiej jak umiał, ale w jakiś sposób chciałam mu wierzyć, mówił bardzo przekonująco. Przeprosił mnie raz jeszcze, ale bałam się mu zaufać, poprosił o drugą szansę. I w tym momencie zaczęłam się wahać. Nie wiedziałam co robić. Wyszłam z pokoju, koniecznie potrzebowałam rozmowy z Justyną. Była po jego stronie, namawiała mnie. Zaczęła go lubić za to, jak ze mną postępuje na imprezie. Wie, że wtedy na stadionie nie był sobą. Wróciłam do pokoju, zasnął. Położyłam się obok. Przytulił mnie. Nie spaliśmy długo. Leżeliśmy obok siebie, patrzyliśmy się sobie w oczy. Wiedziałam że ma problem z samym sobą, ale chce mu pomóc. Wróciliśmy z powrotem do drugiego pokoju. I kontynuowaliśmy imprezę. Trwała dosłownie całą noc. Kilka osób zasnęło, ale to ze zmęczenia. Uwierzcie mi, że domówka była kulturalna.
P. poszedł się przespać, kazałam mu, bo następnego dnia wracaliśmy do Kłodzka. Z Justyną zaczęłyśmy sprzątać jakoś po 10:00. Nie wiarygodne było to ile pustych butelek i puszek było na naszych skromnych stolikach z Ikei. Naczynia pomyte, śmieci wyniesione. Czas najwyższy wyjeżdżać. Wszyscy byli głodni, więc zajechaliśmy jeszcze na rynek. Do najlepszego na świecie baru mlecznego we Wrocławiu. Każdemu ciężko wchodził zamówiony posiłek. Ale ostatkami sił, zjedliśmy wszystko. Wyjechaliśmy z Wrocławia. Czas mieliśmy naprawdę dobry. Po drodze dwa przystanki na papierosa. Siedziałam na tylnich siedzeniach. Co jakiś czas patrzyłam na skupiony wzrok P. w lusterku. Kilka razy nasze oczy się spotkały, uśmiechnęliśmy się. Temu wszystkiemu, większości podróży towarzyszyła muzyka Michaela Jacksona.
W domu byłam dokładnie o godzinie 14:15. Byłam tak zmęczona, i tak ciężko było ustać na nogach, że moim pierwszym kierunkiem, zaraz po przywitaniu się z tatą było łózko. Zasnęłam w mgnieniu oka. Aż do 18:00. Obudziłam się, nie miałam ochoty na nic innego, tylko na szybki prysznic. A potem wycieńczona poszłam z powrotem spać.
Dzisiaj rano, obudziłam się jak nowo-narodzona, dopiero o 11:00. Zjadłam śniadanie, a w chwili obecnej popiłam gorącą herbatę. Długi sen, postawił mnie na nogi.
Jutro kolejne 12 godzin w pracy. Weekend będzie pracowity.

Jeszcze kilka dość starych zdjęć z weekendu z Justyną we Wrocławiu.






I na koniec filmik z wczorajszego powrotu do Kłodzka. 
W roli kierowcy: P. obok Koniu
Na tyłach: Drejek, Jusia i ja

11 komentarzy:

  1. oo parapetówa :D
    hUH, Świetne fotki!<3
    Zaobserwujemy?

    OdpowiedzUsuń
  2. jak ty ambitnie spędzasz te dni :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodzę na Twojego bloga, patrzę - mega długa notka, mówię sobie "nie, nie przetrwam...". Zaczynam czytać, pierwsze zdanie, drugie zdanie... i nagle koniec ! Szybko poszło a notka jak zwykle super. A historia pt. "Ty i Pan P." niesamowicie się to czyta ! (Bo uwielbiam historie miłosne, nawet te przykre)

    OdpowiedzUsuń
  4. kurcze to imprezka się udała :D czemu u mnie nje ma baru mlecznego? ;O
    to w końcu dałaś mu 2 szansę czy nje ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Aj te Twoje imprezki!:)) uwielbiam czytać Twoje notki :D

    OdpowiedzUsuń