środa, 12 maja 2010

odwyk

Ale te dni szybko mijają. Wczoraj w nocy siedziałam i zwierzałam się jak bardzo brakuje mi e-mailowej rozmowy, a tu proszę- kolejna noc i wypadałoby nasunąć nowy temat. Nie wiem czemu, ale to zawsze nocą przychodzą mi do głowy fajne pomysły do notki. Dziś samotnie siedziałam w pustym mieszkaniu. Zastanawiając się jak spędzę dzisiejszy dzień, chodziłam z kąta w kąt. Tu otworzyłam książkę od historii, a po 5 minutach byłam ciekawa życia internetowego i zanurzałam się w wirtualny świat. Ta nuda mnie męczy. Wczesna godzina a ja czuję jak moje oczy zamykają się i proszą o sen. W piątek ustna z angielskiego i póki co nie denerwuje się tak bardzo jak prezentacji z polskiego. Ci co mnie znają, wiedzą że uwielbiam gadać, ale gdy 21 maja wybije godzina 8.00 rano i jak wejdę do sali w której będzie siedzieć dwuosobowa komisja, to nogi ugną mi się w kolanach i znając życie- zemdleję i nie zdam matury. Taki scenariusz wchodzi w grę ewentualnie w snach. W rzeczywistości patrzę na to optymistycznie, bez jakiejkolwiek szczypty pesymizmu. Podczas dzisiejszej nudy oraz głodu, postanowiłam powędrować do kuchni i zrobić danie dani, czyli to co najlepiej mi wychodzi jeżeli chodzi o kulinarię- mam na myśli placki z jabłkami. Z tego co pamiętam wcześniej pisałam o nich i muszę przyznać że placki w cieście to niebo w gębie. Miałam ochotę również na odrobinkę rozrywki, dlatego bez dłuższego zastanowienia i wahania włączyłam film. Siedząc przed ekranem i skubiąc popcorn wpatrywałam się z zainteresowaniem w komedię która przyniosła mi jedynie dawkę śmiechu. Teraz mi się przypomniało jak użyłam słowa: dawka. Rozmawiając dziś z jedynym przyjacielem płci przeciwnej uświadomiłam sobie że jestem pod wpływem narkotyku. Oczywiście całe to zdanie jest pod cudzysłowiem. Nie mogę się uwolnić od przyjemności a zarazem od cierpienia i bólu. Przyjaciel, bądź też tzw. brat próbował zabrać mnie na terapię odwykową (kolejny cudzysłów), ale po raz kolejny postawiłam na swoim, łudząc się że to może być moja życiowa szansa, której nie mogę przepuścić między palcami. Codziennie sobie to powtarzam, ale czy te słowa do mnie docierają? Póki co ogarnia mnie szczęście, ale z doświadczenia wiem, iż owa radość nie zamieszka we mnie na długi czas. Jestem tego święcie przekonana. Znowu na nowo żyć, zapominać lub też nie. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie zapominam, cieszę się obecną chwilą i z niecierpliwością oczekuję piątku- dnia który od zawsze był moim ulubionym, pod względem szkolnym ale i życiem prywatnym. Bo przecież piątek to idealny dzień żeby móc spotkać się z przyjaciółmi i skoczyć gdzieś za miasto, lub iść potańczyć do jakiegoś klubu. Teraz, dzisiaj, w tym momencie, piątek ma dla mnie ogromne znaczenie. Spotykam się z osobą, która (mam nadzieję) w końcu zrozumie pewne sprawy i doceni to co ma, lub to co może stracić.
Co jeszcze dzisiaj? O 20.30 doczekałam się programu którego oczekiwałam przez tydzień. Otóż YCD polubiłam w zasadzie od niedawna, a to tylko dlatego że wieczorami ogarnęła mnie lekka nuda. Oho, czuję że powinnam iść spać, nie funkcjonuję poprawnie. Kurcze no, co się ze mnie dzieje? Przed maturą z polskiego siedziałam do 3.00 w nocy, a teraz raptem do 00.00.
Po raz pierwszy mam przyjemność wrzucić na bloga zdjęcie które sprawia że chce się żyć i uśmiechać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz