środa, 23 czerwca 2010

skrót po nieobecności

Witajcie, tak wiem że bardzo dawno nie pisałam. Straciłam rachubę czasu, można by powiedzieć. Tylko o jakiej rachubie mowa, skoro ja mam wakacje, i dostęp do komputera codziennie. A hmm..dużo a nawet bardzo dużo się ostatnio dzieje. Początek wakacji nie zapowiedział się ciekawie, przez co straciłam ochotę na wszystko i nie było mowy aby cokolwiek napisać na blogu. Przecież nie po to tu jestem żeby opowiadać jak bardzo się nudzę.
12 czerwca był odpowiednim momentem by wybrać się do Wrocławia. M.in odbyły się dni otwarte uczelni, a oprócz tego czas najwyższy aby w końcu zobaczyć swoje przyszłe gniazdko. Nie byłam zawiedziona, wręcz przeciwnie. Wszystko wyglądało tak jak właśnie chciałam. Resztę dnia spędziłam z Anią- moją współlokatorką. Dopiero wracając z Wrocławia zostałam zaproszona na grilla ze znajomymi z sylwestra. Nie wypadało odmówić. Grill odbył się na działce. Przedtem kilka zakupów w markecie, no wiecie- wszystko to co jest niezbędne do grilowania. Było bardzo oryginalnie. Łukasz, organizator latał po całej działce i zadawał pytanie retoryczne: "Czy ma ktoś ochotę na kiełbaskę?" Dokładnie tak- pytanie retoryczne.. Nikt nie mógł przewidzieć pogody, ale na początku naprawdę zapowiadało się ładnie, dopiero później przywitał nas deszcz. Ale co nie znaczy że musieliśmy kończyć "imprezę". To był dopiero początek. Altanka na działce to doskonałe miejsce gdzie można potańczyć i porobić zdjęcia, które wyszły wbrew naszej woli. Nie mogło też zabraknąć sprzeczki. Ale to jest chyba typowe, gdy nagle znajdzie się na grilowaniu 12 osób. Tak, to był grill. Potem kilka moich dni wyglądało podobnie, czyli siedzenie w domu przed monitorem, książką. Zero aktywności. Wczorajszy dzień mnie wymęczył. Postanowiłam wybrać się do galerii. Celem wyprawy były oczywiście zakupy, a dokładniej sukienka do kostek, okulary, japonki. Taaa, wszystko by poszło jak z płatka, gdyby nie to że do galerii szłam pieszo. Stwierdziłam, że nie mam ochoty czekać na busa pół godziny, w tym czasie już będę na miejscu. Zatem, słuchawki w uszy i heja. W połowie drogi miałam już dość. Słońce grzało, nie było ani odrobiny cienia, żeby chwilę odpocząć. A złym pomysłem było niezaopatrzenie się w butelkę wody. Idąc wzdłuż cmentarza usłyszałam wołanie i gwizdanie: "Ej, piękna!" Odwróciłam głowę i nie pomyliłam się co do myśli że to.. robole. 5 minut później, szłam po piasku- brudnym jak cholera, a przecież miałam na sobie rzymianki. Przez co stopy, i buty były całe zakurzone. Nie spodziewałam się, że droga do galerii może być tak długa i tak męcząca. Myślałam że już nigdy tam nie dojdę. Wiatr tak strasznie wiał, że moim pierwszym celem nie były sklepy, lecz toaleta- czyli poprawienie wizerunku. Tak więc wczorajszy dzień był czymś nowym dla mnie, przez te wakacje. Z kolei w piątek na 3 dni jedziemy (my, czyli ja, brat i rodzice) w okolice Krakowa, Oświęcimia do rodzinki. Nie znoszę być odizolowana od świata, czyli żyć bez internetu, nawet te 3 dni. Dlatego sprzęt zabieram ze sobą, heh.
No nic, w dużym skrócie opowiedziałam co u mnie. Do usłyszenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz